____________________________________________________________________________
Po kilku chwilach sprzedawca
wrócił z czarnym pudełkiem, przez które przechodził srebrny pasek. Neko
otworzył je, a w środku na białej poduszce spoczywał dość osobliwy zegarek.
Pierścienie paska były zrobione na przemian ze srebra i czarnego złota. Tarcza
była czarna, obramowało ją srebro, a szybka była pancerna. Wpatrywał się w
niego przez dłuższą chwilę.
- Biorę. – powiedział w
końcu, czemu towarzyszyło ciche westchnienie ulgi bezczelnego typa – Za dwie
godziny przyjdę go odebrać. Do tego czasu ma być z tyłu wygrawerowany ten
napis. – naskrobał coś na kartce i podał gościowi za ladą – Przechowaj moje
torby. Dźwigałem je przez trzy godziny, więc wyczuję, nawet gdyby zginęła jedna
metka – zagroził i skierował się do drzwi.
- Oczywiście proszę pana –
skłonił się w pas, żegnając Sugiyamę.
Neko wyszedł w końcu od
jubilera i kiedy był już kawałek dalej, nagle dostał przebłysku. Sięgnął po
telefon.
- Moshi, moshi? Tsubasa-kun?
Hai, Neko. Mam do ciebie sprawę. Wciąż zajmujesz się szyciem kimon i hakam? O!
A broń też jeszcze robisz? Nie gadaj? Nie gadaj! Cały komplet? Porządne? Eh,
gome, gome, nie chciałem cię urazić, wcale w to nie wątpiłem. Będę u ciebie za
piętnaście minut, dobra? Dzięki! – rozłączył się.
Pobiegł czym prędzej na
stację metra i złapał swój pociąg w ostatni momencie. Pusty przedział? No tak.
Nikt specjalnie w tamte rejony nie jeździ. Już miał usiąść, kiedy usłyszał za
sobą najbardziej wkurzający głos jaki znał.
- Oho! Kogo my tu mamy?
Sugiyama-kun.
- Czego, Hirose!? – już sam
fakt, że ten farbowany blondyn tu był, doprowadzał go do szału.
Chłopak wydął dolną wargę i
wzruszył niewinnie ramionami.
- Niczego. To już nie można
od tak sobie pogadać z kumplem?
- Nie jesteśmy kumplami.
Nawet nie bardzo mam ochotę cię znać, więc wyświadcz mi przysługę i się stąd
wynieś, najlepiej pod koła pociągu – ton Neko był całkowicie bezbarwny, co
absurdalnie tylko dodało mu bardziej niepokojącego brzmienia.
- Ale okrutny. – poskarżył
się z udawanym przejęciem – Jak możesz być taki pełen energii po tej
katastrofie?
Źrenice Neko momentalnie się
zwęziły, nadając mu nieco przerażającą aurę.
- Co żeś powiedział? – zapytał
cicho.
- Sam słyszałeś. Chociaż
uważam, że ta cała sprawa jest zbyt wyolbrzymiona. No bo niby co takiego się
stało? Mały ogienek się zapalił. Wiel… - Neko przerwał mu w pół słowa,
chwytając go za szyję i przygwoździł go do jednej ze ścian pociągu.
- Nie wiem jaki jest twój
cel, ale już raz to powiedziałem i powtórzę jeszcze raz. Trzymaj łapy z dala od
Ren-chan – wychrypiał mu to do ucha tak makabrycznym głosem, że niejeden
zacząłby martwić się o swoje życie.
- I co? Zamierzasz go zmusić,
żeby z tobą chodził? – wredny uśmieszek nie schodził z jego twarzy, nawet,
kiedy Neko wzmocnił uścisk.
- Przestań pieprzyć głupoty –
jego ton był równie makabryczny, ale też spokojny. Nie zamierzał podnosić
głosu.
- Ren i tak wpadnie w moje
ręce. Gha! – zduszony jęk wydobył się z jego gardła, w momencie, w którym Neko
z całej siły uderzył go kolanem w brzuch. Potem puścił gwiazdora, który padł na
kolana i walczył z zapętlonym odruchem wymiotnym. Blondyn szarpnął go brutalnie
za włosy, zmuszając go tym samym do spojrzenia mu w puste, nienawistne oczy.
- Ostrzegam cię. Wara ci od
Ren-chan albo pogadamy inaczej – po tych słowach szarpnął jego głową w stronę
podłogi tak mocno, że rozerwało mu wargę, z której od razu poleciała krew, a
sam wysiadł niespiesznie na swoim przystanku. Zdyszany Yuuta siedział jeszcze
dłuższy czas na podłodze w pustym przedziale. Zaśmiał się szkaradnie pod nosem.
- Zaczyna się robić ciekawie.
Neko postarał się wyciszyć.
Wciąż po głowie krążyło mu jedno: znaleźć winowajcę. To, że pojawił się ten
tleniony bękart tylko go nakręciło. Uspokoił się i powędrował w kierunku domu
urządzonego w tradycyjnym japońskim stylu. Powitał go chłopak, na oko w wieku dwudziestu
lat, ubrany w dosyć proste ciemnoniebieskie kimono.
- Ohayou Neko-chan!
- Ohayou Tsubasa-kun! Kopę lat!
- Nie spodziewałem się, że
zadzwonisz w tej sprawie tak szybko – chłopak był całkiem wysoki, miał długie
brązowe włosy związane wysoko w kitę niczym samuraj i długą grzywkę
zasłaniającą prawe oko. Oczy miał ciemne i przyjazne, a do tego jeszcze zniszczone
od ciężkiej pracy dłonie.
- Niestety przychodzę w dość
przykrych okolicznościach. – uśmiechnął się smutno – Nieważne. Masz to o co
prosiłem?
Starszy rozpromienił się i
zaprowadził młodszego do jednego z pomieszczeń w domu. Na środku pokoju leżały
pięknie złożone śnieżnobiałe kimono i czarna jak smoła hakama. Kawałek dalej
leżał jakiś podłużny nieregularny kształt owinięty w tkaninę, a obok, czarny,
podłużny, materiałowy pokrowiec. Tsubasa podszedł do przedmiotu, gestem
zapraszając Neko, by poszedł za nim. Rozwinął materiał, a tam była cała broń
jakiej używano w aikido i więcej. Nie musiał sprawdzać jakości. Wiedział, że
jego przyjaciel jest perfekcjonistą jeśli chodzi o wykonanie broni, kimon czy
innych tradycyjnych japońskich przedmiotów. Bokken, jo, tanto, mochizuki i
katana. Dwa ostatnie miały idealnie wykonane skórzane pochwy – saya. Następnie
obejrzał kimono i hakamę.
- Tsubasa-kun?
- Hm? – uniósł pytająco brwi.
- Czy mógłbyś na hakamie
wyszyć imię i nazwisko właściciela?
- Pewnie! Nie ma sprawy! –
sięgnął po swoje narzędzia i zanim zdążył wbić igłę ze złotą nicią, Neko dodał:
- Akiyama Ren. Aki – jesień,
yama – góra, ren – lotos.
Tsubasa zastygł w pół ruchu.
- A więc to są te
okoliczności w jakich do mnie przychodzisz. – powiedział smutno z bladym
uśmiechem. Neko pokiwał głową – Niezmiernie mi przykro. Moje najszczersze
kondolencje – po tym wziął się do pracy,
- Przekażę – odparł Neko i
już więcej się nie odezwał, pozwalając Tsubasie w pełni się skupić.
Widział napięcie na jego
twarzy, pomiędzy jego brwiami utworzyła się głęboka zmarszczka. Jego ręce
poruszały się tak sprawnie, jakby wykonywał to wiele wieków. Pilnował, aby nie
zrobić choćby najmniejszego błędu. Chciał, by każda jego praca była doskonała.
Traktował to jak sztukę, której stał się mistrzem w tak młodym wieku.
- Skończone! – po pół
godzinie podniósł hakamę do góry, podziwiając swoje dzieło. Na jego twarzy
widniał szeroki uśmiech. Widać było, że kocha tę pracę, że jest z siebie dumny.
- Tsubasa-kun, to jest
niesamowite! Jesteś najlepszy z najlepszych! – Neko nie mógł wyjść z podziwu.
Wyszyte przez jego przyjaciela kanji były perfekcyjne i idealnie równo jeden
znak pod drugim – Nie wiem jak ci dziękować!
- Daj spokój! – machnął ręką,
wciąż z zadowolonym z siebie uśmiechem.
- Ile jestem ci winien? –
zagadnął blondyn.
- No ty żeś chyba zwariował
młody!? Nie wezmę złamanego yena! – obruszył się szatyn.
- Eh? Ale dlaczego!? –
zdziwił się Neko.
- Powiedzmy, że to pewna
forma wsparcia dla Ren-kun. A i tak odbiję to sobie na procentach z twoich zamówień
– odpowiedział cwanie blondynkowi, a ten, nieco poruszony gestem przyjaciela,
odpowiedział mu ciepłym uśmiechem.
- Dziękuję ci Tsubasa-kun.
- Nie ma sprawy. Zawsze do
usług.
Odprowadził Sugiyamę na
przystanek i pożegnał się z nim.
- Pozdrów ode mnie
Ryuichi-kun! – rzucił prędko nim wsiadł do pociągu.
- Jasne! – odkrzyknął szatyn.
Neko odebrał zegarek i wszystkie torby od jubilera,
jeszcze raz grożąc sprzedawcy telefonem i w końcu, po kilku kolejnych
godzinach, wrócił do domu. Ren siedział na sofie. Chyba dopiero się obudził.
- Hej, Ren-chan. Spójrz, co
dla ciebie mam – zamachał toną toreb w rękach.
- Co? – spytał z
niedowierzaniem. Zerwał się z miejsca i podbiegł do chłopaka – Czyś ty
zwariował!?
Neko westchnął.
- Już drugi raz to dzisiaj
słyszę. Proszę bardzo, przymierzaj. Brałem miarę jak na siebie, a budowę mamy
tą samą, więc raczej powinno być wszystko w porządku.
- Neko-chan, ja… nie mogę.
Nie mam pieniędzy…
- Ale ja mam. – przerwał mu
drugi blondyn – Ren-chan, od teraz mieszkasz ze mną i chcę się tobą
zaopiekować.
- Ale nie mogę tego przyjąć.
To jest nie fair! – oponował Ren.
Neko ponownie westchnął.
Wyjął pudełko z zegarkiem i podał je niebieskookiemu.
- Ty chyba oszalałeś!
Przecież ci mówię, że… - w tym momencie Neko chwycił go za nadgarstki i
spojrzał w jego przestraszone oczy.
- Właśnie dlatego chcę ci to
wszystko dać. Rozumiesz? Przede wszystkim chcę, żebyś był bezpieczny i
szczęśliwy, więc pozwól mi to sobie zapewnić – Neko był nieustępliwy, a Ren w
końcu spuścił wzrok Brązowooki wyjął zegarek i podał go drugiemu. Ten przyjął
go i wpatrywał się jak urzeczony.
- Nie mogę! Kosztował
fortunę! Zwróć go! – Ren spanikował.
- Nie mogę. Kazałem go
wygrawerować – odpowiedział z delikatnym uśmiechem.
Ren przeniósł spojrzenie
mokrych oczu na wewnętrzną część zegarka, na której widniał napis: Treasure The Time With Your Beloved Ones. Znów popłynęły łzy. Zamknął oczy, a Sugiyama
podłożył mu pod nos jakiś materiał. Kimono i hakama.
- Ale… - był bardzo
zaskoczony. Nie sądził, że Neko pomyśli o czymś takim. Przyjął kimono. Bluza i
spodnie były bardzo mocno plecione, niemal nie do rozerwania, a na widok
idealnie wyszytego imienia na hakamie aż zabłyszczały mu oczy. I do tego ta
broń, to wykonanie.
- Tsubasa-kun przesyła
kondolencje.
Ren skinął głową i w przypływie
impulsu przytulił chłopaka. Był po prostu zbyt wycieńczony i nic nie mogło go
podnieść na duchu. Czuł, jakby wykorzystywał Neko.
Brązowooki, bardzo zdziwiony,
przygarnął chłopaka do siebie.
- Pozwól mi sobie pomóc,
Ren-chan.
- Dlaczego… Dlaczego to wszystko
robisz!? – wyskoczył nagle, mocno odpychając od siebie blondyna.
Neko milczał przez chwilę.
- Ponieważ cię kocham,
Ren-chan – odparł spokojnie z ciepłym spojrzeniem.
Ren na te słowa zacisnął
dłonie w pięści i zagryzł dolną wargę.
- Pójdę już spać! – rzucił
przez ramię, kiedy był już w połowie schodów.