18.09.14r.
11:47
Cholera... Jest mi tak źle, że już bym wolał, żeby mnie wywiesili za kostki z okna na trzecim piętrze szkoły w samych bokserkach. Dlaczego dobrych ludzi zawsze spotykają najgorsze rzeczy? A może tylko mi się wydaje, że jestem tym dobrym.
Schematycznie, każda szkoła wybiera sobie kilka kozłów ofiarnych. Nie umiem nawet opisać jak bardzo się cieszyłem, że to nie byłem ja! Trafiłem nawet do tych najpopularniejszych. Nauczycieli ni mnie lubią ni nie cierpią, zdobyłem kumpli i miałem powodzenie u dziewczyn... przynajmniej przez pierwsze tygodnie.
Kilka dni później sobie nową ofiarę. Chłopak, niewysoki, chudy, blady, czarne, dłuższe włosy, zwykle nosił białe albo ciemne ciuchy albo nawet koszule i garnitury. I to był powód do dręczenia go, ale tylko na początku. Później okazało się, że jest homoseksualistą. Wtedy rozpętało się dla niego prawdziwe piekło.
Naprawdę nie rozumiałem, co komu przeszkadza to, że jest gejem. Zaczęło się popychanie - ze schodów, kopanie w klejnoty, szarpanie ubrań, mało kreatywne wyzwiska, przynoszenie kosmetyków itp. Ja w tym nie brałem udziału. Nie lubię upokarzać innych tak jak sam nie lubię być upokarzany. Wkurzało mnie zachowanie moich "kumpli", ale nie chciałem się narażać.
Któregoś dnia przyparli go do ściany. Siedmiu na jednego. Jeden z nich szarpnął go za włosy do tyłu i zawołał mnie, żebym podszedł i też mu przyłożył. Faktycznie podszedłem, ale spojrzałem na tego chłopaka i dopiero wtedy mnie otrzeźwiło. Miał strasznie zimne, podbite niebieskie oczy i gapił się na mnie jakąś mieszanką nienawiści i żalu. Ale to co mnie ruszyło to ta cholerna, niezachwiana duma. Po prostu było to widać po oczach. Poczułem się tak beznadziejnie, taki mały. W porównaniu z nim byłem jak Tomcio Paluch, ale tamci goście byli przy nim (przynajmniej pod tym względem) mikroskopijni.
Faktycznie podszedłem do niego, ale wdałem się w bójkę z pozostałą siódemką. Ten chłopak też się dołączył. Jakoś nam się udało. Skończyło się na zdartych kostkach, kilku siniakach i co najwyżej wybitych barkach, chociaż tamci nie mieli tyle szczęścia. Wtedy straciłem opinię, którą zyskałem na początku. Zaczęło się MOJE piekło. Wyzwiska typu "pedał", mówili, że mu pomogłem, bo się zabujałem itp. itd. TO nic w porównaniu z tym jak jego męczą.
Po tej całej bójce przedstawiliśmy się sobie i podziękował mi. Czułem się z siebie dumny. Mam teraz prawdziwego przyjaciela. Wspólnie łatwiej znieść głupie akcje tych idiotów. Ja mu pomagam w razie kłopotów ze znęcaniem, on mi pomaga z lekcjami. Współczuję tym, którzy nie chcą go poznać, bo gość jest mega inteligentnym mózgiem, można z nim pogadać prawie o wszystkim, a do tego ma niezłe poczucie humoru, tylko jest skrajnie nieśmiały. Zwierza mi się ze wszystkiego, łącznie z chłopakami, którzy wpadli mu w oko. Czasami dziwnie się z tym czuję, ale on mi ufa. Ja też mu mogę zaufać i wiem, że nie wyda też moich sekretów.
Generalnie jak tak teraz o tym piszę to wydaje mi się, że w sumie nie jest tak źle. Jest OK. Zobaczymy co będzie dalej. Ale było warto.
Narka.
Strony
Newsy
Jest to blog o tematyce yaoi - miłości pomiędzy mężczyznami. Jeśli nie lubisz takiej tematyki opuść ten blog i nie krytykuj tych, którym się to podoba.
Wróciłam! Notki (jeśli mój Wen pozwoli, a nauczyciele odpuszczą) co 10-14 dni. Najbliższe:
15.06.14 - ???
22.06.14 - ???
Wróciłam! Notki (jeśli mój Wen pozwoli, a nauczyciele odpuszczą) co 10-14 dni. Najbliższe:
15.06.14 - ???
22.06.14 - ???
piątek, 19 września 2014
środa, 17 września 2014
Kartka z pamiętnika nieznajomego 17.09.2014r.
17.09.2014r.
10:52
Far away, far away... Green Day. Ostatnio się nimi zafascynowałam. Świetny zespół, który genialnie pasuje do mojego charakteru, a przynajmniej jego części. Stwierdziłam, że punk to styl, który jest dla mnie najlepszy. Hm... nie do końca to miałam na myśli. Po prostu podoba mi się to. Muzyka, wygląd i założenia. Pewnego rodzaju niezależność, pokazanie idiotyzmów świata, dobrowolne wyobcowanie... W sumie jestem samotniczką z przymusu, ale przyzwyczaiłam się i szczerze mówiąc widzę tego dobre strony - polubiłam to.
Nie buntuję się przeciw rodzicom, nauczycielom, wychowawcom/kierownikom. Buntuję się przeciwko ogólnej władzy. Rządzą nami egocentryczni idioci, którzy nie potrafią zrobić niczego dla dobra ludzi. Dlatego lepiej liczyć tylko na siebie.
Wiem, że narzekam, mimo, że nie jest to w moim stylu, ale po prostu chciałabym, żeby było lepiej. Chciałabym sprawić, żeby ludziom było łatwiej i żeby też w końcu wyrwali się z tego otępienia, mówiącego, że nic nie mogą zrobić. To otępienie zawęża ich potencjał, blokuje ich możliwości. Możemy, a nawet powinniśmy przynajmniej próbować wpływać na pojedyncze osoby, mniejsze grupy. Może jest dla nas szansa na zmiany. Szansa na lepsze jutro i nową przyszłość. Wystarczy otrzeźwieć i przejrzeć na oczy.
Spróbować obudzić innych.
Odmeldowuję się. Hej.
10:52
Far away, far away... Green Day. Ostatnio się nimi zafascynowałam. Świetny zespół, który genialnie pasuje do mojego charakteru, a przynajmniej jego części. Stwierdziłam, że punk to styl, który jest dla mnie najlepszy. Hm... nie do końca to miałam na myśli. Po prostu podoba mi się to. Muzyka, wygląd i założenia. Pewnego rodzaju niezależność, pokazanie idiotyzmów świata, dobrowolne wyobcowanie... W sumie jestem samotniczką z przymusu, ale przyzwyczaiłam się i szczerze mówiąc widzę tego dobre strony - polubiłam to.
Nie buntuję się przeciw rodzicom, nauczycielom, wychowawcom/kierownikom. Buntuję się przeciwko ogólnej władzy. Rządzą nami egocentryczni idioci, którzy nie potrafią zrobić niczego dla dobra ludzi. Dlatego lepiej liczyć tylko na siebie.
Wiem, że narzekam, mimo, że nie jest to w moim stylu, ale po prostu chciałabym, żeby było lepiej. Chciałabym sprawić, żeby ludziom było łatwiej i żeby też w końcu wyrwali się z tego otępienia, mówiącego, że nic nie mogą zrobić. To otępienie zawęża ich potencjał, blokuje ich możliwości. Możemy, a nawet powinniśmy przynajmniej próbować wpływać na pojedyncze osoby, mniejsze grupy. Może jest dla nas szansa na zmiany. Szansa na lepsze jutro i nową przyszłość. Wystarczy otrzeźwieć i przejrzeć na oczy.
Spróbować obudzić innych.
Odmeldowuję się. Hej.
czwartek, 4 września 2014
Zakochany Neko 16
Przepraszam za horrendalną obsuwę ;-; Ale rozpoczęcie roku i już dają w kość. Zresztą po co ja się tłumaczę i tak jestem beznadziejna w terminach TT^TT No, tak czy siak, here you go~!
______________________________________________________
Osobiście lubię pisać o rodzinie Ren'a i wszystkich smutnych epizodach.
A wam jak się podobało? ^^
______________________________________________________
-
Proszę nie znienawidź mnie…
- Nie
ma opcji, żebym cię znienawidziła – zsiadła z ławki i usiadła na trawie obok
niego – Choćby nie wiem co. – uśmiechnęła się do niego ciepło. Neko jeszcze raz
głęboko odetchnął.
-
Kocham go. – Haru milczała, więc Neko kontynuował - Powiedziałem mu to…
wielokrotnie. Ale najpierw brał to za kawał, a później kiedy do niego dotarło,
że mówię serio to zawsze był na mnie wściekły i kończyło się kłótnią. Bardzo
obrzydzona jesteś? – zerknął na nią przez palce, ale ku jego zaskoczeniu Haru
była delikatnie uśmiechnięta na swój własny rozmarzony sposób.
-
Wcale. To też żadne zaskoczenie. Widziałam jak na niego patrzysz i jak się
wokół niego zachowujesz. To było oczywiste. Przykro mi, że masz złamane serce,
ale nie możesz się poddać. Jestem pewna, że jeżeli będziesz wytrwale okazywał
mu swoje uczucia, w końcu Ren-kun może je odwzajemnić.
Neko
zaniemówił. W tej jednej chwili nie miał pojęcia czym zasłużył sobie na tak
cudowną przyjaciółkę u swojego boku.
-
Dziękuję ci, Haru-chan. – przytulił się do jej boku.
-
Zaczynasz się zachowywać jak prawdziwy kot! – zaśmiała się i pogłaskała go po
głowie. – Darujmy sobie tę lekcję, matma jest banalna.
- Ale
ja jestem gała z matmy! – jęknął Neko.
-
Co!? Przecież zawsze dostajesz najwyższe oceny ze sprawdzianów – zdziwiła się
Ayama.
-
Tylko dlatego, że biorę masę korków. – skrzywił się na samo wspomnienie godzin
spędzonych nad wkuwaniem wzorów.
- Daj
spokój, - machnęła ręką - pomogę ci z tym tak, że nie będziesz musiał się uczyć
matematyki.
-
Poważnie!?
-
Jasne!
I tak
właśnie minęła im ostatnia lekcja. Po drodze do domu Neko, częściowo kłamiąc,
wytłumaczył Ren’owi, że spotkał Haru w parku po drodze do sali i postanowili
przegadać tę lekcję. Nie obyło się też bez umoralniającego wykładu Ren’a na
temat opuszczania zajęć i tego konsekwencji, którego Neko wysłuchał o dziwo z
wielką przyjemnością, pokrzepiony wcześniejszymi słowami Ayamy.
Minęło
kilka dni i Neko cieszył się, że Ren zdaje się czuć coraz lepiej. Męczył go
jednak fakt, że coraz częściej zamykał się w swoim pokoju i za żadne skarby nie
pozwalał mu tam wejść. W końcu, wieczorem, kiedy Ren brał prysznic Neko zakradł
się do jego pokoju. Nie widział tam nic nadzwyczajnego. Były tam wszystkie
rzeczy, które mu podarował, laptop leżał na biurku tuż obok ryzy papieru i masy
kolorowych kartek do origami. Jedyne
czego nie rozpoznał to oprawione zdjęcie na szafce nocnej. Podniósł je i
dokładnie mu się przyjrzał. Na zdjęciu była dziewczyna o długich, czekoladowych
włosach splecionych w luźny warkocz. Miała także duże brązowe oczy i ciepły
uśmiech. Tego zdjęcia wcześniej nie widział. Ramka była miejscami nieco
poczerniona, prawdopodobnie przypalona ogniem. Teraz już wiedział po co Ren
wbiegł do domu podczas pożaru. W tym czasie drugi blondyn właśnie wrócił do
pokoju.
-
Neko-chan!? Co ty… - wykrzyknął, ale urwał w pół zdania, kiedy zobaczył co
trzyma w rękach Neko.
- To
po to tam wpadłeś!? Po zdjęcie!? – warknął na niego. Był wściekły, że ryzykował
swoje życie za zdjęcie jakiejś dziewczyny.
- Nie
mów tak! Kochałem ją bardziej niż kogokolwiek! – Ren zacisnął ręce w pięści i
wręcz kipiał ze złości. Jak Neko mógł tak o niej mówić!
Słowa
Rena były dla niego niczym strzała w serce i dało się też odczytać to z jego
twarzy. Opadły mu ręce.
-
Kochałeś?
- Tak
– odpowiedział już spokojniej – Była dla mnie wzorem i całym światem. – każde kolejne
słowo było kolejnym ciosem dla brązowookiego. – Ale teraz… - w oczach Ren’a
pojawiła się oznaka głębokiego bólu – Teraz nigdy więcej jej nie zobaczę.
- Jak
to? – Neko zdawał się nie do końca rozumieć.
- Nie
żyje.
Chłopak
zupełnie się tego nie spodziewał.
- A…
Przepraszam. Twoja dziewczyna…
-
Dziewczyna? – Ren wyglądał na totalnie zaskoczonego. Neko wszystko zrozumiał na
opak – Lily to moja siostra..
Neko
stał w lekkim szoku z rozdziawionymi ustami.
- To
znaczy, że… Ty nie… Przepraszam, nie wiedziałem. Bardzo mi przykro. Ale jak to
możliwe, że przez tyle lat nie wiedziałem, że masz siostrę?
- Nie
wiedziałeś? – nagle to go uderzyło i aż złapał się za głowę – Ugh, no tak.
Zawsze jak przyjeżdżałeś Lily-sama była w szpitalu, a rodzice woleli, żebyś sam
ją poznał, więc nic nigdy nie mówiliśmy.
- W
szpitalu? – Neko miał coraz więcej pytań i musiał je wszystkie wyciągać z
Ren’a. Ten kiwnął głową w odpowiedzi.
-
Miała nowotwór serca. – powiedział ze skrzywioną miną – Nic na to nie
wskazywało, zawsze była okazem zdrowia, idealna we wszystkim, nauka, sport,
muzyka, sztuka, literatura… Aż pewnego dnia straciła przytomność tuż po
rozpoczęciu rozgrzewki przed zawodami. Lekarz na początku stwierdził, że to
tylko lekkie nadciśnienie, ale na wszelki wypadek skierował ją do specjalisty.
Tam się okazało, że ma dwa guzy, zbyt duże, żeby usunąć je operacyjnie. Miałem
wtedy sześć lat, ona siedemnaście. Mimo to zawsze była uśmiechnięta, cieszyła
się z życia, zawsze była miła i ciepła, kochała wszystkich, ale kiedy miała
wybór, żeby spędzić czas z resztą przyjaciół, którzy jej nie opuścili a ze mną,
zawsze umawiała się z nimi na kiedy indziej. Zawsze byłem dla niej
najważniejszy, tak jak ona dla mnie. Kochałem ją i nadal kocham całym sercem,
bardziej niż kogokolwiek. Zmarła cztery lata później. Od dłuższego czasu nic
się nie zmieniało i lekarze sądzili, że zostanie jej więcej czasu. - przełknął z trudem ślinę i kontynuował nieco ciszej - Była taka
szczęśliwa, że będzie ze mną nieco dłużej... I tego samego dnia... jej serce
przestało bić. - oczy miał już tak zaszklone, a głos słaby i chrapliwy, że tylko cudem jeszcze się nie rozpłakał - Ostatnie co do mnie powiedziała przed snem to „Dobranoc,
Ren-chan. Kocham cię i zawsze będę. Dawaj z siebie wszystko i nigdy się nie
poddawaj. Żegnaj.”. Pamiętam te słowa dokładnie. Ona już wtedy wiedziała, ale
ja nie rozumiałem dlaczego mi to mówi skoro ma więcej czasu. – kilka łez spłynęło szybko po jego bladych policzkach, ale szybko je starł i pociągnął nosem. – Wiesz już wszystko.
Neko
nie mógł nic z siebie wykrztusić. Łzy wezbrały także w jego oczach. Podszedł do
Ren’a i przytulił go. On odwzajemnił uścisk.
-
Bardzo za nią tęsknię. – szepnął.
-
Wyobrażam sobie.
-
Dalej jesteś zły?
- Może
troszeczkę. – puścił go w końcu.
Ren
westchnął i klepnął go żartobliwie w ramię, ale wyczuł na nim jakieś
zgrubienie. Zmarszczył brwi.
- Co
to jest? – podszedł do niego i podwinął jego lewy rękaw do góry. Neko skrzywił
się, bo wiedział, że oberwie mu się za to co Ren tam zobaczy. A to co tam było
okazało się być całkiem pokaźną blizną po poparzeniu ciągnącą się od ramienia
przez bark aż po łopatkę. – Jak to się stało!?
-
Wbiegłem za tobą do domu. Kiedy cię wynosiłem jedna z szafek się urwała i
gdybym się nie obrócił mogłaby trafić w ciebie…
Ren
zdecydowanie teraz był zmartwiony. Neko nic mu o tym nie mówił. Co prawda
blizna była zdecydowanie mniej widoczna niż mógł się tego spodziewać, a to
znaczy, że jednak Sugiyama coś z nią robił. Nie chciał mu mówić, bo Ren z
pewnością czułby się winny. I faktycznie tak było.
- No
to teraz jesteśmy kwita.
- Nie
do końca Ren-chan. Ja pobiegłem ratować ciebie, a ty zdjęcie, więc jeszcze coś
mi się należy w przeprosiny – uśmiechnął się przebiegle.
- No
to czego chcesz?
- Mogę
chodzić z tobą na treningi aikido?
- Eh?
– to pytanie nieco go zaskoczyło. Spodziewał się raczej kolejnej randki albo
czegoś takiego, ale było to miłe zaskoczenie, gdyż Ren uwielbiał aikido i
cieszył się, kiedy dochodził ktoś nowy, kto miał odpowiednią mentalność do tej
sztuki walki – Pewnie, skoro chcesz.
Neko
nie zaczął treningów od razu. Najpierw udał się razem z Ren’em do Tsubasy, aby
złożyć zamówienie na broń, bokken i jo, używane w aikido. Póki Tsubasa
wykonywał drewnianą broń Ren odrobinę przeszkolił Neko w ciągu tygodnia, potem
odebrali ćwiczebniaki i następnego dnia Neko wziął swoje kimono z judo i
poszedł razem z Ren’em do jego dojo. Ren oprócz białego kimona miał też czarne
plisowane spodnie – hakamę – ponieważ miał ostatni stopień uczniowski, a żeby
zdobyć pierwszy stopień mistrzowski musiał czekać do ukończenia pełnoletniości.
Ku zaskoczeniu Neko atmosfera była o niebo przyjaźniejsza niż w jego dojo,
gdzie uczył się judo. Wszyscy przyjęli go bardzo ciepło i początkowe speszenie
przez bycie jedynym początkującym szybko zniknęło.
-
Nee, Akiyama-kun. – ktoś szturchnął Ren’a w bok – To twój przyjaciel?
- A,
Sagara-san. – tą osobą była Sagara Yurika, dwa lata starsza koleżanka Ren’a,
która również miała ten sam stopień co on. – Tak, a co?
Blondynka
z wysoko upiętym końskim ogonem uśmiechnęła się w specyficzny sposób i
przygryzła dolną wargę. Ren znał ten gest zbyt dobrze.
-
Słodki jest. Nie wiesz może czy ma dziewczynę? – zapytała trzęsąc jego
ramieniem.
Słysząc
to pomyślał, zresztą nie po raz pierwszy, że Yurika jest okropnie płytka. Znał
swoją współćwiczącą. Niestety często zdarzało mu się mieć niezbyt przychylne
myśli na jej temat i równie często zdarzało mu się szukać odpowiednich porównań
do niej. Najczęściej była to modliszka. Wabi swoją ofiarę wdziękiem, okręca
wokół palca, a potem wyzyskuje zadurzonych w niej do granic rozsądku chłopców.
Niestety
Ren wiedział, że w tym przypadku może być podobnie i poczuł jakiś dziwny niepokój
oraz drobne ukłucie w sercu.
Chwila…
Co? Przecież Neko był jego przyjacielem, fakt, ale żeby od razu robić się
zazdrosnym? Przecież Yurika już niejednego z jego przyjaciół doprowadziła do
euforii i depresji. Może stał się nieco wrażliwszy w ostatnim czasie.
Przełknął
ślinę i odpowiedział, choć niechętnie.
-
Jeszcze nie. Ale wiem, że jest już w kimś zakochany.
_______________________________________________________________________________Osobiście lubię pisać o rodzinie Ren'a i wszystkich smutnych epizodach.
A wam jak się podobało? ^^
Subskrybuj:
Posty (Atom)