___________________________________________________
Tego wieczoru wszyscy się
zaakomodowali w domkach, a ponieważ
podróż i ich późniejsze szaleństwa na plaży nieźle ich wymęczyły to wszyscy
położyli się od razu spać. Następny tydzień minął im aktywnie. Pozwiedzali
trochę ruin, trzy dni chodzili po Barcelońskich zabytkach i zrobili sobie jeden
dzień odpoczynku w galerii, ale dziewczyny były po nim wytargane jakby spędziły
kilka nocy w lesie z samym scyzorykiem.
Minął im
kolejny dzień na plaży i wszyscy byli padnięci jeszcze przed zmrokiem. Chłopcy
nie byli aż tak zmęczeni. Na pewno nie Neko, chociaż nie mógł przestać myśleć o
pierwszym popołudniu na plaży. Sagara-chan pojawiła się totalnie znikąd i
dziwnie się do niego przymilała, a do tego ten strój i litr diabelnie mocnych
perfum… aż zrobiło mu się z lekka niedobrze. Mimo to, lubił ją. Nie była może
najskromniejszą dziewczyną jaką poznał, ale wyczuwał, że nie jest złym
człowiekiem. Zawsze miał oko do ludzi, potrafił dosłownie wyczuć aurę wokół
ludzi. To chyba było coś związane z chemią i wydzielaniem specyficznych
hormonów, pomyślał. Uznał w końcu, że
jeżeli ona czuje się z tym dobrze, to nie ma tu nic do gadania. Każdy jest
panem swojego losu. Lub panią.
W każdym
razie, siedział teraz na swoim łóżku z kubkiem gorącej herbaty w ręczniku na
głowie i czekał na Ren’a, który właśnie był pod prysznicem. Może i był zawsze
dla niego oschły, zamknięty, a nawet zimny to byli przyjaciółmi czyli to nic
dziwnego, że martwił się o niego, kiedy tak długo zostawał pod wodą i nie dawał
znaku życia. Ale patrząc na to z perspektywy pierwszych dni po jego powrocie do
Japonii, Ren nie zareagowałby aż tak emocjonalnie. Pewnie tylko szturchnąłby go
pod wodą albo wyciągnął za włosy na powierzchnię. Nawet nie podejrzewał, że aż
tak się tym przejmie. A tutaj proszę, Ren we własnej osobie ze łzami w oczach i
spanikowany. To zdanie przeczy logice. Ren to zimna kalkulacja i zdrowy
rozsądek i gdyby ktoś powiedział Sugiyamie, że Ren zareagował w taki sposób,
nigdy by mu nie uwierzył na słowo. Jednakże, tak właśnie było. I czuł się z tym
nieswojo, a z drugiej strony czuł znajome łaskotanie w brzuchu, kiedy o tym
myślał. Uśmiechnął się do herbaty i zachichotał wciągając napój nosem.
Pokasłał, posmarkał i powzdrygał się przez chwilę zanim był pewien, że żadna
kropla Earl Gray’a nie została w jego drogach oddechowych.
- Co ty
wyprawiasz?
Dopiero,
kiedy usłyszał ten dźwięczny śmiech zauważył, że drzwi od łazienki się
otworzyły i wyszedł z nich Ren w luźnych, szarych szortach i starej, dobre trzy
rozmiary za dużej koszulce w kolorze czarnym. Kilka ociekających wodą kosmyków
z grzywki lepiło mu się do twarzy, kiedy reszta włosów była związana w kitkę,
mimo że wciąż były mokre. Miał na ustach pełny, cudowny uśmiech, za którym Neko
tak bardzo tęsknił. Był to jeden z tych momentów, kiedy Neko chciałby móc
utrwalać takie chwile na zawsze. Chwile, w których Ren był szczęśliwy i kiedy
wyglądał tak bosko, że Neko nie mógł oderwać od niego wzroku w bezdechu,
trzymając się tej nadziei, że może jednak chwila będzie ten jeden raz trwała
wiecznie. Mógł, o dziwo, opisać go jednym słowem: zjawiskowy. Może dziwne
słowo, by opisać chłopaka, ale zdecydowanie pasowało idealnie do jedynej osoby,
którą Neko kochał nad życie. Jeśli ktoś mu powie, że to tylko zauroczenie i jedna
z wielu nastoletnich „faz” to dałby setki, tysiące powodów, dlaczego jest
pewien, że to prawdziwa miłość. Powód pierwszy: boli. Powód drugi: jest rajem
na ziemi.
Ren po
chwili zauważył uważny wzrok Neko na sobie, uśmiech zbladł nieco i odwrócił
wzrok, lekko zakłopotany. „Uważny” to trochę delikatne słowo. Był prawie
natarczywy. Możliwe, że to była tylko jego, ostatnio bardzo rozhuśtana,
wyobraźnia. Ale Bogowie, nikt nie ma głębszych oczu niż on, pomyślał.
- Ren?
Słyszysz mnie? – Neko wyrwał go z zamyślań.
- O,
sorki. Co mówiłeś?
- Masz,
herbata – podał mu drugi kubek uśmiechając się z rozbawieniem. Ren skinął głową
w podziękowaniu i usiadł na łóżku obok niego.
-
Dlaczego związałeś znowu włosy? Przecież są jeszcze mokre. – zapytał po chwili
Neko.
Ren zawahał
się na początku, ale zdecydował się w końcu odpowiedzieć.
- Bo nie
chcę, żeby mnie ktokolwiek widział w rozpuszczonych.
- Daj
spokój! – zaśmiał się Neko i sięgnął dłonią do upiętego mysiego ogona.
- Nie! –
wykrzyknął i zakrył włosy ręką. Neko spojrzał na niego z wyrazem mówiącym
„zostaw, bo i tak postawię na swoim” i Ren powoli i bardzo niechętnie pozwolił
mu rozpuścić swoje włosy.
Neko
uśmiechnął się trochę szerzej i jedną ręką przytrzymał jego włosy przy skórze,
żeby nie bolało, a drugą ściągnął gumkę i roztrzepał go trochę. W rezultacie z
jednej strony żałował, a z drugiej był
bardzo zadowolony z tego co zrobił, bo znów nie mógł się na niego napatrzeć. W
żadnym stopniu nie wyglądał jak dziewczyna, wręcz przeciwnie. Dodawało mu to
swego rodzaju drapieżności. Neko miał wrażenie, że był tylko małym kocięciem
przy prawdziwym królu lwie.
- Mówiłem
ci. – odezwał się Ren – Dziwnie wyglądam.
-
Żartujesz? Wyglądasz super! – odparł Neko. Ren próbował odebrać swoją gumkę do
włosów, ale Neko schował ją do kieszeni. Westchnął zrezygnowany i pozwolił
sobie na jeden dzień odpoczynku od kitki. To nie tak, że to była jedyna gumka,
którą miał. W każdej chwili mógł pójść po nową, ale jednak nie chciał. Jeżeli
Neko tak się podoba, to niech będzie, pomyślał.
Siedzieli
przez dłuższy moment w ciszy, bo Neko wypatrywał sobie oczy w chłopaka obok
niego, a Ren po prostu zbierał się do tematu. W końcu się odezwał:
- Hej,
chcesz iść jeszcze na plażę? Może jeszcze uda się obejrzeć zachód słońca?
Neko, po
chwili konsternacji, uśmiechnął się promiennie i skinął głową.
Wyszli
tak jak byli czyli w swoich piżamach i z ręcznikami narzuconymi na głowy. Usiedli
kilka metrów od morza i wpatrywali się w prawdziwie złoto-miedziane niebo. To
było dla nich coś wyjątkowego, sami nie wiedzieli dlaczego, bo w końcu to tylko
zachód jak każdy inny, ale coś zdawało się różnić.
- Wiesz –
zaczął Ren – lubię myśleć o niebie jak o płótnie, nad którym każdego dnia
pracują Bogowie. Dlatego zawsze mamy za co im dziękować na koniec dnia.
Uśmiechnął
się rozmarzony, a Neko po raz kolejny przyłapał się na bezpardonowym wgapianiu
się w niego.
Siedzieli
tak w komfortowej ciszy, słuchając pieśni morza i szeptu drzew za nimi. Sugiyama
był z jednej strony przeszczęśliwy, ale serce mimo wszystko go kłuło, wręcz
paliło. Obok niego siedziała najcudowniejsza osoba na świecie. Chłopak o złotym
sercu pod tytanową osłoną i nieskalanej duszy oczyszczanej tysiącami godzin
treningów. Chłopak, którego spotkało tyle nieszczęść, a mimo to wciąż ma siłę
uśmiechać się i dostrzegać piękno dookoła. Patrzył na niego z podziwem,
czułością i bólem. Bólem pochodzącym z dwóch różnych źródeł. Jedno, dlatego, że
widział dokładnie co się kryje w jego sercu. Rozpacz i męka, śmiertelnie powoli
rozdzierające jego osłonę przed wszystkim co go spotkało, czekające tylko aż jego
powłoka zniknie i zostaną z niej strzępy, zostawiając go bezbronnego. Kiedy
okaże się, że był silny przez zbyt długi czas, złamie się, skruszy aż nic z
niego nie zostanie i padnie, nigdy więcej się nie podniósłszy. To w sumie
Sugiyamie wystarczyło, bo kiedy patrzył na drugi powód swojego
nieporównywalnego cierpienia był na siebie zły. Był wściekły za swój egoizm i
arogancję, ale… Kochał go i nie mógł otrzymać tego samego w zamian. Jednakże nie
mógł tego powstrzymać. Choćby mordował się treningami, głodówkami, medytacją i
zupełnym ascetyzmem to Ren zawsze tam był, w jego myślach, i za nic nie chciał
zostawić go w spokoju. Więc skoro nie mógł go stamtąd wykurzyć, pogodził się z
tym, bo może to znak, że być może jest w tym uczuciu coś ważnego, coś
wyjątkowego.
- Ren… -
wyszeptał mimowolnie, położył swoją dłoń na jego, zupełnie nie myśląc co robi.
Akiyama
zwrócił się w jego stronę z pytającym spojrzeniem, łagodnym, spokojnym,
zrelaksowanym. Wtedy Neko nachylił się blisko ku niemu, ujął jego policzek w
dłoń i pocałował go. Delikatnie, choć zdecydowanie. Namiętnie, choć ostrożnie.
Nie dbał o to czy blondyn znów złamie mu serce, po prostu robił to, co mu
kazało.
Zajęło mu
dobre kilka sekund, zarejestrowanie faktu, że nie został brutalnie odrzucony. Kolejną
chwilę zajęło mu przyjęcie do świadomości, że nie dość, że Ren go nie odrzucił
to do tego nieporadnie starał się odpowiadać. Teraz jego zmysły wybudziły się
ze stanu sprzed kilku chwil i w pełni zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje.
Otworzył lekko oczy i zobaczył szczelnie zamknięte, drżące powieki Ren’a. W
blasku zachodzącego Słońca dostrzegał jego czerwone jak maki policzki i jeszcze
czerwieńsze uszy. Neko przerwał pocałunek i spojrzał mu w lodowo niebieskie,
lekko zaszklone oczy.
-
D-Dlaczego mnie nie odepchnąłeś? – zapytał tak zdziwiony jakby zobaczył stado
mamutów w centrum Nowego Yorku, co chyba było widać po szerokich niczym spodki
oczach.
- A
miałem cię odepchnąć? – odpowiedział bez wahania
- A
chciałeś mnie odepchnąć?
- A
chciałeś, żebym cię odepchnął?
- N-Nie,
ale myślałem – zająknął się, ale Ren natychmiast mu przerwał.
- No to
przestań myśleć. – oplótł rękoma jego szyję, przybliżając się do niego i znów
połączył ich usta. Jego próby były tak nieporadne, ale jednocześnie tak szczere
i czułe, i w pewien sposób spragnione, że Neko mało obchodziło czy to żart czy
sen, ale jeżeli to faktycznie sen to mógłby już nigdy się nie wybudzić.
Objął go
w pasie ramionami przysuwając jeszcze bliżej i delektował się każdą milisekundą
i każdym milimetrem ich dotyku. Jeszcze przed chwilą jego serce umierało z
bólu, teraz odrodziło się na nowo i żyło za trzech. Nawet nie wiedział czy
istnieją słowa, by opisać takie uczucie.
Ren w
życiu nigdy by o czymś takim nie pomyślał, a co dopiero, żeby coś takiego
przeżyć. Obiecał siostrze na łożu jej śmierci, że będzie jedyną miłością jego
życia. Powiedziała, że jest jeszcze za mały i za głupiutki, żeby być świadomym
takiej obietnicy i wybijała mu ją z głowy. Miała rację. Nawet nie wiedział
kiedy to się stało, ale wiedział co się dzieje teraz. Całował swojego
najlepszego przyjaciela od zawsze, Sugiyamę Neko. Całował chłopaka, który był
przy nim przez całe życie, nawet kiedy nie byli fizycznie razem. Chłopaka,
którego bronił i który bronił też jego. Chłopaka o sercu miękkim, łagodnym i
pełnym radości. Jego uśmiech mógłby pewnie leczyć raka i ślepotę. Nie wierzył, że
on tu w ogóle był, kiedy Ren traktował go jak zło konieczne i tyle razy łamał
mu serce. Tyle razy go ranił i tyle łez Neko przez niego wypłakiwał. Aż poczuł
jak mu oczy łzawieją na samą myśl. Gdyby nie Neko, Ren nigdy nie poznałby
swoich obecnych przyjaciół, nie mógłby nadal uczyć się w Harukawie, trafiłby do
domu dziecka, ale przede wszystkim byłby martwy. Neko zaryzykował swoje życie,
by ratować jego. Wzdrygnął się i przesunął dłonią wzdłuż jego lewego ramienia,
później do barku aż do łopatek. Neko nieco się spiął, kiedy to poczuł. Nawet
przez bluzę brązowookiego mógł wyczuć zgrubienie po tym jak oberwał szafką,
kiedy wydostawał go z płonącego domu. Dopiero teraz, kiedy Ren o tym wszystkim
pomyślał, uświadomił sobie jak mocno Sugiyama go kochał, ale też jak silne uczucia
wezbrały w nim samym.
Znów
przerwali pocałunek. Oddychali nierówno i urywanie, trzęsły im się ręce. Neko
wydał z siebie krótki, cichy śmiech i zaraz potem uronił kilka łez. Ren
wszystkie scałował z jego policzków, a następnie ścisnął go tak mocno jak umiał,
omal go nie udusiwszy.
Siedzieli
tam jeszcze przez chwilę, czekając aż trochę się uspokoją.
- Chcesz
wejść do środka? – zapytał Neko.
Ren tylko
kiwnął głową. Nie chcieli się od siebie odsuwać, ale woleli wrócić do domku
zanim ktoś ich zobaczy.
Przez te
kilka metrów trzymali się za ręce. Kiedy weszli do domku, usiedli na łóżku Neko
nadal ze splecionymi palcami. Siedzieli tak przez kilka minut w ciszy, próbując
w ogóle pojąć co, jak i kiedy się stało.
- Ren.
Jak długo coś do mnie… - zaczął Neko, ale Ren ponownie mu przerwał.
- Nie
wiem. – przyznał nieco zawstydzony – Chyba od dłuższego czasu, ale dopiero
niedawno zdałem sobie z tego sprawę.
-
Rozumiem – uśmiechnął się i ścisnął jego rękę, jakby upewniając się, że to
naprawdę się dzieje.
- Jestem
już trochę śpiący… - przyznał Akiyama, lekko chwiejąc się na boki, po czym
dodał: - Ale z drugiej strony, nie chcę spać. Chciałbym z tobą rozmawiać całą
noc.
Neko
zaśmiał się łagodnie.
- Robisz
się wyjątkowo gadatliwy jak jesteś zmęczony. – pogłaskał go po włosach – Idź już
spać. Mamy mnóstwo czasu, żeby o tym porozmawiać. – oznajmił po czym uniósł
nieco jego podbródek i musnął jego usta raz jeszcze. Nie umiał tego
wytłumaczyć, ale to było uzależniające, coś jak kopnięcie prądem, tylko że
bezbolesne, chociaż to jeszcze nie do końca dobre porównanie.
Ren
uśmiechnął się z nutką satysfakcji i wślizgnął się pod kołdrę do jego łóżka.
- Nie
chcę spać sam. – oświadczył. Powiedział to takim tonem, że Neko stwierdził, że
równie dobrze mógł powiedzieć „Śpisz ze mną czy ci się podoba czy nie”. Nawet
jeśli, to oczywiste, że mu się podobało, nawet bardzo. Neko ułożył się tuż obok
i otoczył go ramieniem, a Ren objął go w pasie i schował twarz w jego szyi,
słuchając jego serca i oddechu, jak najpiękniejszej kołysanki.
___________________________________________________NARESZCIEEEEEE!!!!!! Sama czekałam w końcu na ten moment xD
O luju!!! *0* Pienkne, kochane i takie KAWAII~ Boże..kocham cię <3 Chce tego więcej...plz!!
OdpowiedzUsuńFajnie się czytało. Czekam na next ^~^
Pozdrawiam
Hehehe, dzięki piękne i nie martw się, będzie więcej, chyba nawet za niedługo ;)
UsuńHehehe. .. A skąd ja wiedziałam, że tak będzie? Jestem Bogiem (syndrom Izayi)
OdpowiedzUsuńDROGA AUTORKO!!!! JESTEŚ NAJWSPANIALSZA NA ŚWIECIE I PISZE WIELKIMI LITERAMI BO INACZEJ NIW MOGĘ WYRAZIĆ TEGO !!!!!!!!
Ucz mnie mistrzu yaoi, Ucz!!!!
Wenyy~!!!
Kimiko ;*
Awww, dziękuję, ale czy ty przypadkiem nie przesadzasz? xD Nie jestem na tyle dobra, żeby wpadać w taki zachwyt.
UsuńTak czy siak, dziękuję pięknie, bo to bardzo budujące, no i nie ukrywam, że motywuje mnie do pisania szybciej xD