Newsy

Jest to blog o tematyce yaoi - miłości pomiędzy mężczyznami. Jeśli nie lubisz takiej tematyki opuść ten blog i nie krytykuj tych, którym się to podoba.
Wróciłam! Notki (jeśli mój Wen pozwoli, a nauczyciele odpuszczą) co 10-14 dni. Najbliższe:


15.06.14 - ???
22.06.14 - ???

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Zakochany Neko 13

Zastanawiam się czy kiedyś dodam notkę na czas... Ale mam wytłumaczenie! Byłam na wycieczce szkolnej i dostałam w niedzielę porażenia słonecznego ;-; Wiecie, ból głowy, mdłości, wymioty i te sprawy... Dobra, dobra, nie przynudzam już xD

_______________________________________________________



Zamknął się w pokoju, w którym wcześniej położył go Neko. Wyjął z szafki fotografię dziewczyny i przytulił się do niej. Czuł się jak pasożyt, kiedy Neko dawał mu te wszystkie rzeczy. Po prostu nie miał możliwości spłacenia swojego długu u Neko, który i bez tego wszystkiego wyglądał dość pokaźnie. Nagle w głowie narodził mu się pewien plan. Być może niesprawiedliwy, niewygodny i nieetyczny, ale zawsze to jakiś sposób zapłaty.
Neko został na dole sam. Posprzątał cały bałagan. Wszedł na górę, szepnął ciche dobranoc pod drzwiami Ren’a i ułożył się spać.
Rano Ren czuł się jak trzy razy przeżuty i wypluty. Powoli musiał się pogodzić ze stratą domu i rodziców. Przecież to byłoby bez sensu, gdyby całe życie obchodził żałobę, prawda? Był realistą i wiedział, że nic nie zmieni kolei rzeczy, choć nadal pozostał w nim ten nieznośny ból, który będzie go prześladował przez najbliższe tygodnie, a może nawet miesiące. Podniósł się do siadu i przetarł oczy. Na stoliku obok łóżka leżały dwa ręczniki, przybory łazienkowe i nowe ubrania oraz piękny zegarek. Była też tam mała karteczka.
To wszystko jest twoje. Niczym się nie przejmuj, proszę.
Znowu poczuł się beznadziejnie. Neko dbał o niego, kochał go, a on wiedział, że nie może odwzajemnić jego uczuć z wielu powodów. Chociażby dlatego, że obaj byli chłopakami i do tego przyjaciółmi od najmłodszych lat. Odgonił te myśli. Nie chciał jeszcze bardziej psuć sobie dnia. Zabrał wszystkie rzeczy i poszedł do łazienki. Wziął ciepły i zimny prysznic, umył i dokładnie wysuszył włosy. Sięgnął po ubrania, ale nagle coś do niego dotarło. Spalił buraka, kiedy zorientował się, że Neko kupił mu też bieliznę. Chlusnął sobie zimną wodą w twarz i szybko się ubrał. Czarne dobrze dopasowane jeansy z łańcuchem przy kieszeni, biała zwyczajna bluzka z długimi rękawami, a na to druga, tyle że ciemno czerwona z czarnymi wzorami, krótkimi rękawami i opuszczonym ramieniem. Na koniec związał włosy wysoko w króciutką kitkę, która tylko jakimś cudem się nie rozwiązywała, ale z przodu i tak wszystkie włosy układały się jak chciały, a grzywka przechylała się bardziej na lewo. Spojrzał w lustro. Faktycznie Neko miał świetne wyczucie stylu. Po całej batalii, stoczonej z samym sobą, postanowił założyć wygrawerowany zegarek i zejść na dół.
Neko właśnie kończył przygotowywać śniadanie. Spojrzał w stronę schodów, skąd dobiegały głuche dźwięki.
- Dzień do… - zaniemówił. Przed nim stanął Ren ubrany w ciuchy, które wcześniej mu przygotował. Odrobinę się zarumienił na jego widok. Wiedział, że będą mu pasowały, ale kiedy naprawdę je włożył, wyglądał dziesięć razy lepiej niż jak wyobrażał go sobie Neko. Jego wzrok spoczął na lewym nadgarstku chłopaka i automatycznie się uśmiechnął. Włożył zegarek.
- Co? Czemu się tak patrzysz? – burknął Ren.
- Nie, to nic takiego – odparł ani trochę nie speszony.
Usiedli do dtołu.
- Itadakimasu Ren-chan!
- Itadakimasu Neko-chan.
- Jak się czujesz? – zagadnął po chwili Neko.
Blondyn wzruszył ramionami.
- Byle jak, ale do przeżycia.
Ucieszyło to Neko. Wracał stary Ren. Obojętny i pewny siebie, chociaż wiedział, że do całkowitego powrotu jeszcze daleko.
- Ja pozmywam – zaproponował Akiyama po skończonym śniadaniu.
Chłopak zebrał naczynia i włożył do zlewu, a później założył fartuszek, nieznacznie zerkając w stronę blondyna, który w tym momencie miał całkowity mętlik w głowie.
            Podobnie minął cały tydzień, jakby Ren próbował sprowokować Sugiyamę.
Czyżby Ren-chan w końcu się we mnie zakochał? A może to tylko przez ten pożar? – przeszło mu przez myśl.
Dobiegł do niego dzwonek do drzwi.
- Mei-san, wejdź proszę – otworzył przed nią drzwi otworem.
- Przepraszam za najście.
Ren wychylił się zza rogu.
- Akiyama-kun… - dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Skłoniła się nisko – Nie jestem w stanie wyrazić słowami jak bardzo mi przykro.
- To przecież nie pani wina. Proszę wstać. – powiedział bezbarwnym tonem, a kobieta uniosła tułów – Mogę wiedzieć kim pani jest?
- Nazywam się Togusa Mei. Pracuję w jednym z pobliskich szpitali – odrzekła.
Ren ściągnął brwi.
- Togusa…? – zastanowił się przez chwilę – To pani była tą pielęgniarką, która zawsze się mną zajmowała? Jeden z lekarzy mi kiedyś powiedział, ale nigdy nie miałem szansy pani spotkać. – ukłonił się nisko – Doumo arigatou gozaimasu. Yoroshiku onegaishimasu.
Dziewczyna lekko się zmieszała, ale zaraz odzyskała rezon i również się ukłoniła.
Usiedli wszyscy razem w salonie, a Neko przyniósł herbatę i ciastka. Togusa nieco poznała Ren’a, wyciągnęła z torby kilka książek tego samego autora. John L. Blacksmith. Ren pokiwał głową z aprobatą. Rozmawiali godzinami, wymieniali się recenzjami, opiniami i tytułami książek. Powoli się ściemniało. Ren wyszedł, żeby odebrać telefon. Neko postanowił podjąć nieco poważniejszy temat.
- Mei-san, co studiujesz?
- Eh? – zdziwiła się tak nagłym pytaniem, ale odpowiedziała – Medycynę laboratoryjną. Czemu pytasz?
Neko trawił przez chwilę jej słowa.
- Zastanawiałem się jak dotrzeć do sprawcy – westchnął.
- Właśnie! Dobrze, że przypomniałeś! – Mei aż klasnęła w dłonie i zaczęła przeszukiwać swoją torebkę póki nie znalazła stalowej zapalniczki – Mój znajomy znalazł ją w pobliżu domu Ren-kun. Zanim dam ją policji, chciałam żebyś ty ją zobaczył. Wygląda znajomo? Neko pokręcił przecząco głową. Czyli to na nic im się nie zda. – Cóż, na razie chyba nic się nie da zrobić. Pójdę ją zanieść jeszcze przed moją zmianą. Muszę się już zbierać. Miło był mi cię poznać Ren-kun. Dbaj o siebie – uśmiechnęła się do chłopaka, który właśnie wrócił do pokoju i skinął głową w odpowiedzi. Mei pożegnała się też z Neko, a ten zamknął za nią drzwi.
- Kto dzwonił? – zagadnął.
- Dyrektor. Powiedział, że następne dwa tygodnie lekcji są odwołane przez zbliżające się śnieżyce. – odrzekł, a potem dodał nieco ciszej – I składał kondolencje.
- Ren-chan… - podszedł do niego. Zaryzykował, chwycił jego dłoń i delikatnie musnął ustami policzek. Ren chciał uciec, ale powstrzymał się. Wiedział, że to dla niego jedyne wyjście. – Będzie dobrze – powiedział z bladym uśmiechem.
- Neko-chan, czy mogę cię o coś poprosić? – zapytał niepewnie. Nie chciał mieć jeszcze większego długu u Neko, a i tak długo będzie musiał się męczyć ze spłaceniem go.
- O co tylko chcesz! – blondyn rozpromieniał na to pytanie.
- Czy mógłbym korzystać z komputera?
- Jeszcze się pytasz? Przecież ci już mówiłem. Cały ten dom należy teraz do ciebie.
- Dziękuję – mruknął i kiwnął głową.
Neko pobiegł na ostatnie piętro i po chwili wrócił z jakąś walizką.
- Znalazłem nieużywanego laptopa. Świetny sprzęt, tylko odstawiony w kąt. Jest cały twój i tylko twój.
Ren przyjął torbę i poszedł podłączyć sprzęt w swoim pokoju. Cieszył się, że mógł znów nazwać jakieś pomieszczenie „swoim”. Nawet nie tylko pomieszczenie, ale teraz miał nowy dom. Mimo, że od tamtego czasu wiele nie minęło, to i tak był to dla niego szok. Pozbierał się i uruchomił komputer. Faktycznie świetny sprzęt. Wyjął z kieszeni pendrive, który miał przy sobie zawsze, bez względu na okoliczności, podłączył go i skopiował na dysk wszystkie pliki tekstowe. Od razu otworzył jeden z nich i zaczął pisać. Odetchnął z ulgą. To był jego żywioł i jego świat. Czuł się jak ryba w wodzie. Kiedy pisał zapominał o realnym świecie i przenosił się do zupełnie innego, który sam wykreował. Jedyne co istniało to on, jego postacie i fabuła. Bywa wstrętna, krwawa, okrutna, zabawna, wzruszająca, tajemnicza, straszna lub całkowicie pokręcona, – albo wszystko w jednym – ale to było to co kochał i oddawał się temu całkowicie. Nawet się nie zorientował, kiedy zastała go późna noc. Z bólem i zrezygnowaniem zapisał postęp w swoim opowiadaniu i zamknął laptopa. Umył się i przebrał w swoją piżamę czyli białą bluzkę z krótkimi rękawami i dużym dekoltem, która lekko na nim wisiała oraz długie, luźne, szare dresy. Zszedł na dół. O dziwo Neko też jeszcze nie spał. Siedział na kanapie i coś pisał w zeszycie. Podszedł do niego cicho.
- Ano… Neko-chan?
Blondyn drgnął. Musiał być bardzo skupiony.
- O! Ren-chan. Nie śpisz jeszcze?
- Ja chciałem tylko… - odwrócił wzrok od brązowych oczu chłopaka i powiedział cichutko – Oyasumi.
Neko był zaskoczony, ale jednocześnie szczęśliwy. Uśmiechnął się ciepło. Wstał i przytulił go. Nie wiedział jak zareaguje. Ren lekko się spiął, ale nic innego nie robił.
- Oyasumi – wyszeptał w odpowiedzi.
Po tym Ren wrócił do swojego pokoju, a Neko zapełniał kolejne strony zeszytu.
I tak w sumie następne dni wyglądały. Neko okazywał nieco czułości w stosunku do Rena, a on wyraźnie nie protestował. Minęły dwa tygodnie, a Neko coraz śmielej okazywał swoje uczucia, mimo że Ren częściej zamykał się w pokoju i pisał.
Któregoś dnia rano Ren przygotowywał śniadanie, a Neko po chichu zszedł do kuchni. Chłopak go nie zauważył. Uśmiechnął się do siebie chytrze i zaszedł go od tyłu.
- Dzień dobry~! – zaświergotał, obejmując go jedną ręką na klatce piersiowej, a drugą na biodrze.
Ren aż podskoczył z krzykiem, a jego ręce automatycznie zacisnęły się na dłoniach Neko. Próbował się uspokoić i pozwolić mu na to wszystko, ale nic mu nie pomagało. Neko zacieśnił nieco uścisk, a Ren zagryzł wargę żeby tylko nic nie zrobić. Kiedy Sugiyama pocałował go w wystającą kość blisko kręgosłupa, nie wytrzymał.
- Przestań!!! – wrzasnął i odepchnął go od siebie z całej siły. Lekko zdyszany ze zdenerwowania spojrzał na drugiego blondyna. Był autentycznie zszokowany – Już dłużej nie wytrzymam! Nie dam rady! Przepraszam Neko-chan. Jakoś inaczej spłacę swój dług! – pobiegł do korytarza, chwycił kurtkę i wybiegł na zewnątrz.
Neko jeszcze przez dłuższy czas nie mógł wyrwać się z szoku. W jego głowie odbijały się echem słowa Ren’a. Dopiero po godzinie do niego dotarło. Spojrzał przez okno. Trwała zamieć. Nie było jeszcze tragicznie, samochody wciąż jeździły, ale Ren…
- Cholera jasna!!! – warknął, zabierając kurtkę i wybiegając z domu. Zatrzymał pierwszą lepszą taksówkę.
- Na starą stację Akai! Gazem! Jak dotrzesz tam w dziesięć minut, zapłacę dziesięć razy więcej!
Taksówkarz bez słowa wrzucił piąty bieg i wcisnął pedał gazu tak gwałtownie, że Neko od razu wbiło w siedzenie. Teraz myślał tylko o tym, żeby Renowi nic się nie stało. Doskonale wiedział gdzie mógł się w takiej sytuacji schować, a w taką pogodę tylko jedna linia tam jeździ. Naziemna linia Akai. Nagle kierowca się zatrzymał. Byli na miejscu. Neko prędko zapłacił i pobiegł na peron. Rozglądał się gorączkowo póki nie znalazł skulonej postaci w czerwonej kurtce. Pobiegł do niego, złapał go za ramię i pociągnął za sobą do drzwi wagonu, które właśnie się zamykały. Wepchnął go do ostatniego przedziału. Był pusty. Pewnie tak jak reszta pociągu.
- Ren-chan, co ci odbiło!? Dlaczego to zrobiłeś!?
- Bo po prostu nie jestem w stanie spłacić długu wobec ciebie! – wyrzucił z siebie.
Neko westchnął ciężko.
- Mówiłem ci. Tyle razy. Nie masz wobec mnie żadnego długu. – wypowiadał to powoli jakby tłumaczył coś po raz setny małemu dziecku – Jeżeli nie chcesz żebym cię tak dotykał to po prostu powiedz. Nie chciałem robić nic wbrew twojej woli. Przepraszam… - szepnął ze skruszoną miną.
Ren skinął głową, a jedyne co przerwało ciszę w połowie drogi to Neko, śpiewający różne piosenki, do którego po niedługim czasie dołączył lekko drżący głos Ren’a. Kiedy wysiedli z  pociągu musieli przejść kawałek przez las co w tych warunkach było dosyć trudne, ale dali radę. Stanęli przed sporym drewnianym domem. Ren odnalazł klucz i weszli do środka. Parter był jednym wielkim pomieszczeniem złożonym z salonu, jadalni i niewielkiej kuchni. Łazienki, sypialnie i pozostałe pokoje znajdowały się na piętrze. W części salonowej stał regał na książki, sofa, dwa fotele, a co najbardziej budowało atmosferę to duży kominek. Na szczęście obok stało też dużo drewna, nadającego się wciąż do użytku.
- Wspomnienia… – westchnął Neko – Pamiętasz jak razem z twoim tatą budowa… - natychmiast się zamknął, kiedy zorientował się jak kolosalny błąd popełnił.
Ren tylko kiwnął głową.
- W porządku. Nie jest już tak źle – uspokoił go Ren – Tak, pamiętam. Aż ciężko uwierzyć, że przydał się w takich okolicznościach.
- Rozpalę komin i pozapalam lampy oliwne – jak powiedział tak zrobił.
Ren w tym czasie wyczyścił kanapę i pokrzątał się chwilę w kuchni. Kiedy Neko schodził z piętra, podszedł do niego i podał kubek gorącej herbaty.
- Dziękuję – uśmiechnął się do niego słodko. Ten tylko skinął głową i usiadł na sofie, a zaraz obok niego Neko. Przez jakiś czas panowała grobowa cisza.
- Ren-chan, powiedz mi dlaczego uciekłeś? – odezwał się pierwszy.
- Nie wiem – odparł po dłuższej chwili.
- Przecież mogło ci się coś stać.
- Wiem.
- Co ci strzeliło do tego łba?
- Nie wiem.
- Przecież wystarczyło żebyś ze mną porozmawiał jak cywilizowany człowiek.
- Wiem.
- Dlaczego to wszystko robiłeś? Zmuszałeś się do moich czułości, zamykałeś w pokoju.
- Nie wiem.
- Martwiłem się o ciebie. Wtedy i teraz też.
- Wiem.
- Więc dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – głos Neko był spokojny, lecz była w nim nutka zaniepokojenia. Znów nastała chwila ciszy.
- Nie wiem – dmuchnął w kubek i przywarł wargami do jego krawędzi, upijając ostrożnie łyk gorącego płynu.
Neko lekko się zirytował, ale nic po sobie nie pokazał.
- Wiesz i to bardzo dobrze, tylko nie chcesz mi nic powiedzieć – kolejne bardzo długie milczenie.
W sumie nie było to uciążliwe. Za oknami hulał mocny wiatr, śnieg sypał na wszystkie strony, drzewa się uginały, zwierzęta trwały w śnie zimowym, jedna z większych zasp spadła z dachu, ogień w kominku przyjemnie trzaskał, a oni siedzieli obok siebie, ogrzewając się ciepłą herbatą. Nawet się nie zorientował, ale Neko znów zaczął nucić pod nosem. Wpatrywał się nostalgicznym wzrokiem w ogień z delikatnym uśmiechem.
- Znowu nucisz – zauważył drugi blondyn.
Neko lekko drgnął.
- Co? Ah! – zaśmiał się z siebie samego – Taki nawyk.
- Co to za piosenka? – zaciekawił się Ren.
- Ostatnio jakoś sama się ułożyła – odpowiedział.
- Wyglądałeś na zamyślonego. O czym myślałeś?
- O naszym dzieciństwie. O tym jak się spotkaliśmy – uśmiechnął się na to wspomnienie.
Ren także to pamiętał, mimo że mieli po trzy lata, to wspomnienie zawsze było jasne i potrafił je odtworzyć jakby to było wczoraj...
_____________________________________________________________________________________________________
CDN... xD

sobota, 7 czerwca 2014

Shizaya All Stars 4

Zabijcie mnie, zjedzcie i zjedźcie, ale jedyne co mam na swoje usprawiedliwienie to szkoła i zaległości >.< Idą wakacje, więc kiedy tylko będę miała wolną chwilę, spędzę ją przy pisaniu dla was. Obiecuję. Dobra wiadomość jest taka, że blog nie umarł (Cud nad Wisłą) i nie umrze póki nie skończą mi się pomysły na Neko i pozostałe 2 projekty, które pozostają na razie w ukryciu. Nie przedłużając, przepraszam, bo pewnie jest sporo błędów, gdyż nie sprawdzałam tego po raz drugi, ale tak czy siak - zapraszam.


____________________________________________________




Part 4
Shizuo x Izaya

            Izaya łaził za blondynem dosłownie wszędzie, do kuchni, sypialni, do pracy, a nawet łazienki, a wszystko robił tylko, żeby go zdenerwować. Usiadł obok niego na kanapie i cieszył się nie wiadomo z czego jak dziecko co jeszcze bardziej go wkurzało. Po kilku chwilach zaczął go co jakiś czas dźgać kościstym palcem między żebra. Shizuo starał się go ignorować i nawet mu się to udawało. Dopóki Izaya nie dźgnął go w momencie, kiedy próbował napić się melisy i wylał całą zawartość na swój strój. Żyłka zapulsowała mu na skroni. Postanowił, że choćby nie wiem co, nie wścieknie się – w końcu nie chciał płacić za remont domu. A poza tym nie da Izayi tej satysfakcji. Zapalił papierosa i zaciągnął się nim.
            Po chwili Psyche zawołał na obiad. Brunet cały czas przeszkadzał Shizuo w rozmowie z Deliciem. W końcu wpadł na pomysł. Przysunął się do blondyna, zdjął mu okulary – po co on je w ogóle nosił w domu? – przybliżył się do niego i rzucił mu groszkiem w nos. Dobrze by było gdyby to był tylko groszek, ale tak naprawdę wylądowała na nim połowa zawartości jego talerza. Shizuo przez chwilę siedział nieruchomo z wzrokiem wlepionym w stół i zaraz chwycił pierwszą rzecz, którą miał pod ręką, czyli widelec, i rzucił w głowę Izayi. Ten tylko nieznacznie uchylił się, a sztuciec* wylądował w ścianie za nim, miotając się przez moment.
- Iiiiiizaaaaaayaaaaaa-kuuuuuun!!!!!!! – warknął, co oczywiście skończyło się drugą bójką tego dnia, a raczej bezsensowną gonitwą wokół stołu. Delic, który jako jedyny po części dzięki Hibiyi nie miał towarzystwa przy jedzeniu, odsunął się i „wstrzelił” między pozostałą dwójkę, przytrzymują Shizuo za ramiona.
- Shizuo! Uspokój się, okej? – wycedził przez zęby, siłując się z szarpiącym blondynem.
- Tylko raz! Daj mi go walnąć chociaż raz!!! – wrzasnął wciąż wyrywając się w stronę kpiąco uśmiechającego się bruneta. Delic chyba znalazł pomysł jak go, przynajmniej na chwilę, usadzić.
- Weź wyjdź zapal se papierosa, co? Albo po prostu siądź i dokończ obiad, bo jak się Psyche rozbeczy to… - urwał, zerkając niepokojąco z ukosa na różowookiego. Heiwajima też zerknął w tamtą stronę, warknął krótko pod nosem i wrócił na swoje miejsce, gromiąc wzrokiem siadającego z triumfem Izayę. Zaraz po nim Delic, ale chyba musiał przypadkiem zahaczyć nogą o stół i rozlał napój na księcia. Udał się mozolnie za nim do łazienki.
- Lepiej to posprzątam. Zaraz wszystko będzie się lepić! – Psyche już wstał od stołu, ale Izaya go uprzedził.
- Hej! Patrzcie jaką znam sztuczkę~! – chwycił brzeg obrusa i jak najmocniej szarpnął, a razem z nakryciem cała zastawa wylądowała na ziemi w tysiącach, jak nie milionach kawałeczków – Upssss~! – wzruszył obojętnie ramionami i uśmiechnął się głupio jak gdyby nigdy nic. Psyche chlipnął i zaświeciły mu się oczy. Shizuo wyciągnął kolejnego papierosa i po porządnym sztachnięciu skrzyżował ręce na piersi, a Psyche rozpłakał się na dobre.
- No i patrz, co żeś narobił! – ryknął na Izayę, wskazując różowookiego i uspokajającego go Tsugaru. – Ty to wszystko posprzątasz! Ja umywam ręce, nie mam z tym nic wspólnego!
Izaya uśmiechnął się pod nosem. Spojrzał na swój lewy nadgarstek.
- Oj! Już tak późno? Lepiej będę się zbierał. – szybkim krokiem podszedł do kanapy i zarzucił na siebie kurtkę – Muszę lecieć~! Shizu-chan, tylko nie wdepnij w szkło! – zatrzasnął za sobą drzwi.
- Hej! Masz to sprzątnąć! I nie udawaj, nawet nie masz zegarka!  - wrzasnął za nim i sam podszedł do drzwi – A poza tym nie wdepAŁŁŁŁ!!! – podskoczył z bólu i usiadł na oparciu kanapy. Całą prawą stopę miał w porcelanie, a krew polała się natychmiast. – Cholera! – otrzepał drobniejsze kawałki, a większe powyciągał palcami. Przyjął kolejny bandaż od Tsukiego i kiwnął głową w podziękowaniu. W międzyczasie wrócił Hibiya, a widząc w jakim stanie jest jadalnia odruchowo spojrzał na poranionego blondyna, który starał się wybronić.
- Eh, chyba pójdę się przejść.
- Z tą nogą? – zmartwił się Tsugaru, nadal tuląc spokojnego już Psyche.
- Nic mi nie będzie, a spacer mi się przyda. Wychodzę! – zamknął za sobą drzwi i już po chwili kierował się do parku.
Tak, nie ma to jak spacer, świeże powietrze wymieszane z dymem tytoniowym. Który to już dzisiaj papieros… 5? Musi się przejść do sklepu po zapas, bo zaczynają mu się kończyć. Może kupi też jakieś mleko? Tak, dobry pomysł. Musi jeszcze wyprać i pozszywać koszule, bo oczywiście Izaya musiał wszystkie pociąć. Sama myśl o nim zepsuła mu nastrój. Skrzywił się z niesmakiem i wyrzucił papierosa. Jak on w ogóle dał się w to wciągnąć? W to całe mieszkanie razem z nim i ich klonami? A, no tak, Shinra i te jego durne eksperymenty i to całe gadanie o „zakopaniu topora wojennego”. Toczą wojnę z Izayą odkąd pierwszy raz spotkali się w Rairze. Jego szósty zmysł od razu wiedział, że jest z nim coś nie tak i nie pomylił się. Poznał, że był szurnięty, a z wiekiem tylko mu się pogorszyło. Po prostu świr. Zawsze próbował mu uprzykrzyć życie, a później nawet wrobił go w konflikt z policją. Dobrze, że jakoś to się uspokoiło. Chociaż z drugiej strony odkąd mieszkają pod jednym dachem coraz łatwiej było mu go ignorować, a przynajmniej nie rozwalić domu. Mimo to bywały momenty gdzie obydwaj musieli iść się pozszywać do doktorka. Nierzadko zdarzało im się zdemolować ulicę czy dwie, jak brunet próbował przetestować po raz kolejny wytrzymałość swojego potworka.
            Nagle przed jego oczami mignęła czarna kurtka. Już się spiął żeby uderzyć, ale zaraz wypuścił powietrze z płuc, kiedy okazało się, że to jakaś dziewczyna z koleżankami. Westchnął ciężko.
- Wkurzający. – wymamrotał pod nosem.
Spacerował jeszcze tak z pół godziny i mimo że niedawno zjadł obiad, wstąpił na sushi do Simona.
- O! Shi-zu-o! Chcesz sushi? Sushi dobre, zdrowe! – Rosjanin powitał go swoim łamanym japońskim i zaprosił do środka.
- Yo, Simon. Chętnie coś przekąszę. – wszedł do środka i usiadł przy barze, a po kilku chwilach Simon przyniósł mu jego zamówienie. Przeżuwał powoli pierwszy kawałek i nawet nie chciało mu się zdejmować okularów.
- Coś się stało? Nie wyglądasz za dobrze. Walka z Izayą? – zapytał zmartwiony.
- Nah… - przełknął powoli sushi – Tak jakby…
- Shizuo ostatnio mniej zdenerwowany. Pogodziliście się z Izayą? – zagadnął zaciekawiony. Shizuo uniósł brew w wyrazie „chyba żartujesz?”.
- A w cuda to ty wierzysz, Simon? Wesz mnie wkurza jak zwykle. Kiedyś na pewno go zabiję, ale póki Shinra trzyma nas pod jednym dachem z klonami to muszę się zachowywać. – włożył kolejny kawałek do ust. Rosjanin nieco spochmurniał. Oparł się o blat i nachylił do blondyna tak żeby mógł usłyszeć jego szept.
- Shizuo, wiesz co znaczy kogoś zabić, prawda? Czy byłbyś do tego zdolny, nawet jeśli byłby to Izaya? – jego słowa zdecydowanie dotarły do odbiorcy, bo w tym momencie nawet nie mógł poprawić okularów, które zjechały mu z nosa i wpatrywał się w śmiertelnie poważnego Simona. – A poza tym – wyprostował się i mówił normalnie, jak gdyby nigdy nic – ludzie się zmieniają, Izaya-kun też. Ostatnio dziwne rzeczy dzieją się w Ikebukuro, więc nawet on może się przez to zmienić. Może nie jest taki zły, jak ci się wydaje?
Shizuo otrząsnął się i prychnął.
- Jasne. A w Tokio kiedyś będzie cicho. – połknął ostatni kawałek i położył pieniądze na blacie po czym wyszedł na zewnątrz.
Jasne… Ta wesz się nie zmieni. NIGDY. Koniec, kropka, finito. Nie ma szans. Pff, przecież to śmieszne. Ten pasożyt nie potrafi zrobić nic dobrego. Wszystko co przynosi to zniszczenie, np. ten obiad…  To jest O… O… Grrrr… Dobra – Orihara Izaya. Brrr… sama myśl o nim przyprawia mnie o dreszcze. On jest urodzony do tworzenia zła. Gdyby się zmienił to można by się spodziewać apokalipsy. Przysięgam, że jak zobaczę na własne oczy Izayę robiącego coś dobrego to strzelę sobie z całej siły w pysk.
O wilku mowa… właśnie stał przed jedną z witryn sklepowych i skakał wzrokiem po całej wystawie, a w jednej ręce trzymał całkiem sporą torbę. Odkleił się od szyby, zwrócił oczy w stronę zaciskającego zęby blondyna i uśmiechnął się po swojemu.
- Hej Shizu-chan~! Jak tam spacerek?
- W porządku aż do teraz – wycedził przez zaciśnięte zęby
- Spokojnie, nie mam ochoty się bić. – odparł spokojnie unosząc ręce w pokojowym geście.
- Ah, serio? – podszedł do niego wyraźnie chcąc mu przyłożyć – To może mam cię zachęcić?
- Hola, hola! – Izaya odsunął się o dwa kroki w tył – Mam tutaj delikatną i bardzo drogą porcelanę i nie chciałbym jej przez przypadek potłuc. – wskazał na pakunek w swojej ręce.
- Porcelanę? – Shizuo wyglądał na skołowanego. No bo po co Izayi porcelana?
- Tak, potworku, porcelanę. Odkupiłem Psyche tę zastawę, którą roztrzaskałem kilka godzin temu. Teraz szukam jeszcze obrusu do wymiany, bo tamten już się do niczego nie nadaje. Aż tak słabo z tą twoją starczą pamięcią? – dogryzł.
Shizuo dosłownie opadła szczęka. Izaya… odkupił Psyche naczynia… Podniósł pięść i przyłożył sobie w szczękę po czym padł jak długi na chodnik. Izaya zamrugał kilka razy i powoli wygiął wargi w uśmiechu, żeby zaraz wybuchnąć śmiechem. Dosłownie tarzał się na ziemi, zwijając ze śmiechu, z oczy wypłynęło mu kilka łez i złapał się za brzuch desperacko łapiąc powietrze w płuca.
- Shi-Shizu-chan, pffffhahaha, nie sądziłem, że-że kiedyś zobaczę coś równie pięknego! – wydukał i prędko wyciągnął telefon, żeby zrobić zdjęcie – To może być najlepszy dzień mojego życia! – zebrał się z gleby, podszedł do blondyna i podał mu dłoń – Dalej, Shizu-chan, wstawaj. Pomożesz mi zanieść to do domu.
Heiwajima spojrzał na niego z dołu, przez dłuższą chwile wahając się, ale w rezultacie odtrącił jego rękę i wstał sam. Zabrał paczkę od bruneta i racząc go nienawistnym spojrzeniem, wrócił razem z nim do domu.
- Jesteśmy z powrotem! – zakomunikował wszystkim.
- Witajcie – w przejściu powitał ich zwykle spokojny Tsugaru, ale widząc czerwony policzek Shizuo zaniepokoił się odrobinę – Znowu się pobiliście?
- Przewróciłem się – wyjaśnił szybko i postawił naczynia w kuchni.
- Gdzie Psyche? – zapytał Izaya.
- Ostatnio widziałem go w swoim pokoju. Chyba nadal jest trochę obrażony. – odparł Tsugaru. Brunet nic nie odpowiedział tylko poszedł we wskazane miejsce.
Zapukał delikatnie do drzwi i uchylił je lekko.
- Psyche? To ja, Izaya. Mogę wejść? – odpowiedziało mu niewyraźne mruknięcie, stłumione poduszką. – Hej, jak tam?
- A jak ma być? – fuknął, zerkając na niego przez ramię. Izaya usiadł obok niego na skraju łóżka i spróbował go pogłaskać po plecach, ale tamten szarpnął się i odwrócił od niego, znów chowając głowę w poduszkę. Izaya westchnął ciężko i podjął cichym głosem.
- Wiesz… przepraszam za rano. Naprawdę nie chciałem. Była napięta atmosfera i chciałem ją trochę rozluźnić, a tylko pogorszyłem sprawę. Bardzo mi przykro, Psyche. Wybaczysz mi? – jego głos był nadzwyczaj przekonujący. Na tyle przekonujący, żeby Psyche odłożył poduszkę i spojrzał na niego, jednak wciąż nadąsany.
- Kłamiesz. – odparł chłodno, nieco drżącym głosem – Wcale nie jest ci przykro. Zrobiłeś to z czystej złośliwości.
Drugi brunet przechylił głowę w stronę młodszego i uśmiechnął się do niego smutno.
- Naprawdę mi przykro, Psyche. Miałem takie wyrzuty sumienia, że kupiłem ci calutką nowiutką zastawę! – widząc, że łzy z oczu małego przestały lecieć, kontynuował – I obiecuję, że zawsze będę pomagał ci sprzątać po obiedzie. Co ty na to? Wybaczysz mi?
Różowooki chwilę się zastanawiał, a potem uwiesił się na szyi starszego wciąż powtarzając „Dziękuję Izaya-san!”. Shizuo, który podsłuchiwał pod drzwiami razem z zadowolonym z postawy Orihary Tsugaru, nie mógł uwierzyć własnym uszom. Stał z rozdziawionymi ustami, kiedy Psyche wybiegł z pokoju w podskokach i pociągnął za sobą drugiego blondyna, a tuż za nim wyszedł Izaya. Spojrzał na Shizuo i chwycił go za podbródek.
- Zamknij usta Shizu-chan, bo ci mucha wleci. – uśmiechnął się i poszedł do pozostałych. Shizuo, ku swemu wielkiemu zdziwieniu, zauważył, że tym razem jego uśmiech nie był, o zgrozo, ironiczny.
_____________

A tak na marginesie: rozwaliłam nadgarstek i nie mogę używać nawet najmniejszej ilości siły xD